Archiwum wrzesień 2004


wrz 23 2004 Panieńskie nie jest złe
Komentarze: 3

Mam dzisiaj dobry dzień.Co prawda przed chwilą mi się notka nie zapisała ,ale trudno spróbuję ja skrobnąć jeszcze raz.

Wsześniej poszłam do szpitala ,w drodze powrotnej kupiłam sobie kostiumik .Przyznaję ,że nie wiedziałam ,że takie tiu tiu (zarówno materiał jak i krój ) robią w takich hm hm rozmiarach.

Cieszę się ,że Ojciec tak szybko dochodzi do zdrowia .Mam nadzieję ,że pożyje jeszcze parę lat, a wraz z nim wspomnienia ciepłego, pogodnego i przyjaznego ludziom domu. Będą dalej kwitły kwiaty ,drzewa będą rodziły a w domu będzie ciepło , będzie co jeść i ktoś będzie czekał.

To jest takie miłe, że stary przecież mężczyzna stara się robić wszystko ,żeby zachować dawny ton tego domu. W dalszym ciągu jest to dom otwarty.

Pamiętam swoje zdziwienie gdy usłyszałam ,że Mama nie chciała przeżyć Ojca. Uważała, że sobie sama nie poradzi. To był dla mnie szok. Zawsze uważałam ,że to ona była motorem wszelkich działań. Przypomniałam sobie jednak ,że cały czas był jej potrzebny ,cały czas było: Rysiu to ,Rysiu tamto. Pamiętam jak się kiedyś żachnął " Danka ja wiem jak mam na imię".

Myślę ,że pracował ciężko całe życie ,nie miał specjalnych wymagań. Myślę ,że często w obcym dla siebie środowisku(urodził się w innym regionie kraju) był często samotny .Trzy córeczki zakochane w swojej Mamusi nie były zbyt nim zainteresowane. Dlatego też chociaż teraz chcę poświęcić mu jak najwięcej czasu, rozmawiać , umilić mu stare życie. Ciekawa jestem czy On tego chce własnie ode mnie ?

A nazwisko, cóż wróciłam i cieszę się ,że miałam do czego wrócić.

 

popielatka : :
wrz 23 2004 Bez tytułu
Komentarze: 0

 

popielatka : :
wrz 12 2004 Ludzie są świetni
Komentarze: 2

Przyznaję ,że ostatnimi czasy zajmowalam się sprawami tak przyziemnymi ,że aż mnie prawie w ziemię kochaną wgniotlo.

Teraz już jest wszystko na dobrej drodze.W środę po konsultacjach wszelkiego typu i maści Ojciec ląduje w szpitalu.Wlaśnie dzisiaj dostalam wiadomość , iż krojczy ma dla Ojca miejsce.Aż się boję, tak dobrze wszystko poszlo.Anastezjolog już też wybrany.Chirurg -to nie tylko moje zdanie ,ale i najmodszej siostrzyczki palce lizać.

Nie wiem co będzie,ale samopoczucie mam dobre gdyż Ojciec choć stary nie zostal sam . Wie ,że walczymy o jego zdrowie.

Naprawdę warto.Ma coś w sobie .W poczekalni u kardiologa  zwątpilam razem z nim.Nie da opinii pozytywnej.Tato prosto po pogrzebie Ciotki ,rozpalony zmęczony-cicho szepnąl: "nie da".

Weszlismy, a lekarz w najlepsze poczytal, pomierzyl ,posluchal,zapytal o wylew,o wydolność i mówi :przeszkód  nie widzę.Popatrzyliśmy po sobie z Ojcem i zaczęliśmy się śmiać.Powiedziaam do Taty "widzisz jesteś chopczyk walczyk".Kardiolog uścisnąl ręke Ojcu( ma jednak staruszek coś w sobie ,jakąś taką ujmującą odwagę , bez roszczeń).

Szykuję się psychicznie na najazd odwiedzających.Mam nadzieję ,że popróbuję tych slynnych moreli ,których popodpierane galązki(zatrzęsienie ) obserwowalam miesiąc temu.

popielatka : :