Komentarze: 3
W pracy w dwa tygodnie zrobiłam to co zwykle w ciągu 1 miesiąca. W tak zwanym „międzyczasie” była Kasia z Marcinem. Miała dwie wizyty u lekarzy i fatalną, ale chyba w końcu trafioną diagnozę.
Wczoraj w ramach zasłużonego odpoczynku, zawiozłam na turniej rycerski koleżankę z niepełnosprawną córką, zebrałam średni kosz na ziemniaki maślaków , przebrałam je, pojechałam po koleżankę z córką, ,zrobiłam kolację , zagospodarowałam na noc, przesmażyłam grzybki, które nie zostały zamarynowane przez ojca (8 głębokich patelni).Dzisiaj rano pojechałam na pogotowie w pobliżu, ale kazali mi jechać na ostry dyżur do szpitala tam gdzie mieszkam. Wróciłam z powrotem do domu ojca, mojej koleżanki i jej córki. Pokazałam jej czarne sosny, pomogłam nazbierać prawdziwków, śliwek, gruszek i pomidorów, zarządziłam zjedzenie zupy grzybowej, która ugotowała Ewa.
O 14-tej wytrzymać z bólu nie mogłam, więc zarządziłam powrót.
Jestem już z zalepionym oczkiem. Nie wiedziałam , że tak ciężko jest widzieć jednym ,parkowanie zupełnie inne i wyjeżdżanie też, ale poradziłam sobie bez uszczerbku dla samochodu.
Po tym wszystkim postanowiłam , że zrobię dla siebie tyle ,że dzisiaj skrobnę te ostatnie dwa PIT, a potem to już ze trzy dni po pracy nic nie robię tylko: jedynie swoje paznokcie, swoje włoski , swoje uszka wyczyszczę i nic innego tylko ja, ja i tylko ja .
I nawet zdjęć na płytkę nie przegram, i nie wyślę.
Mam dosyć tralalalala.