W środę zadzwoniła do mnie koleżanka, że będą jej sprawdzali Pita za 2002 r , żeby wpaść i obejrzeć jeszcze raz. Doszłam do wniosku , że to przednia okazja , żeby trochę „porozrabiać”. Zadzwoniłam do Bożenki Cz , że idziemy zrobić dym. Ambitnie przez pół godziny wybierałyśmy pół litra w pobliskim sklepie (stresujące to było, chyba łatwiej kieckę kupić) .Wesolutko, wymachując grzesznym pakunkiem zdążałyśmy do celu. Już przy domofonie coś mnie tknęło. Schowałam radosną flaszkę do torby, miałam rację jutro o dziesiątej będę na pogrzebie Brata Ani . Miał 54 lata , umarł na zawał, w chwili gdy odkręcał kran z gorąca wodą. Życie jest tak krótkie i ulotne.
Teściowa Ewy jest w szpitalu, po wylewie. Ma niedowład lewej połowy ciała. Była moją pierwszą szefową. Wspominam Jej nade mną szefowanie znakomicie. Była wtedy znacznie młodsza niż ja obecnie. Przemijanie.
W sobotę tradycyjnie u Taty. Bryzole mielone z cebulką z ligawy wołowej, sandacz w cieście, tatar, nalewka miodowa. Uszczelki zabezpieczone przed zamarzaniem. Dywan wrzuciłam do bagażnika, wytrzepany, ale teraz chyba go wyniosę do piwnicy , bo jesion świeci niczym letnie słoneczko i nie mam ochoty go przykrywać.
W niedzielę byłam z Bozenką Cz. jazzie. Wystąpił Griffith Miles, Kazimierz Jonkisz ,Łukasik Andrzej, Paweł Perliński. Gwiazda wieczoru, śpiewający bardzo pięknie jazz Miles stoczył potężną walkę z perkusistą. Udało mu się to dopiero w drugiej części wieczoru. Odprężyłam się troszkę.
Teraz w pracy ciężko jak nie wiem co, podatek za listopad , wniosek kredytowy i biegła już zaczyna się plątać , zmiana programu księgowego , ale co tam tyle lat to mam udawało się ,to i tym razem jakoś to be. I jak od 3 lat nie miałam tygodnia wolnego od pracy to i dalej mieć nie będę .
Trzeba się cieszyć tym, że na wszystkie opłaty w banku zlecenia porobione, i nie muszę prosić nikogo o pomoc. To tak jest niemile widziane. Współczuję tym, którzy są bez widoków, może mniej zaradni, może mniej odporni na katorżniczą niestety pracę, bez pleców, bez wsparcia w rodzinie, pogrążeni w niemocy i depresyjnych stanach. Pamiętam dobrze słowa mojego Ojca powiedziane wtedy gdy przekonywałam go , ze kapitalizm to jedynie słuszna opcja. Powiedział ,że dobrze pamięta przednówek i małorolnych chłopów, którzy przez całe lato pracowali u jego Ojca, żeby odpracować to co pożyczyli na wiosnę. Upokarzające jest życie ludzi , którzy musza korzystać z pomocy innych, taka jednak być musi (im bogatszy kraj tym wieksza pomoc).
Zresztą może w innym zakresie, ale na każdym poziomie życia korzystamy z pomocy innych tylko czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, albo też nie chcemy tego dostrzec.
Ostatnio korzystam z dobroci pewnego serca, wygrzewam się.